Wielogodzinne rozmowy sprawiały nam
ogromną przyjemność, ale od początku…
Widywaliśmy się codziennie wymieniając
uprzejme dzień dobry.
Z czasem
przeobraziło się w zdawkową wymianę zdań i niepewne cześć…
Czasami zapukał do drzwi, by dopytać o coś, czy też coś pożyczyć.
Coraz częściej łapałam jego spojrzenie, które zatrzymywało mnie na dłużej, już
wtedy wiedziałam, w jakim jest nastroju.
Pierwsze spotkanie, pierwsze dłuższe
rozmowy, miło spędzony czas.
Czułam jak mi się przygląda, szczególnie kiedy
wracał z pracy, za każdym razem spoglądał na mój balkon. W piękne i słoneczne
dni to mój popołudniowy azyl.
Wiedział o tym…
Gdy wychodził z klatki schodowej
lub zanim do niej wszedł nasze spojrzenia się krzyżowały.
Zanim wsiadł do
samochodu zawsze się odwrócił i spojrzał w górę.
Uśmiech
pojawiał się automatycznie na widok znajomej postaci…
Wymiana numerów telefonów…
Kolejne spotkanie
i kolejne, kolejne… coraz większe przyzwyczajenie – wtedy o tym jeszcze tak
myślałam!
Z czasem niewinne przypadkowe spotkania przemieniły się w niecierpliwe
oczekiwanie na dłuższą rozmowę, gest pełen czułości, czy choćby zwyczajne
przytulenie.
Niewinność zmieniała się w pragnienie…
Przyzwyczajenie zaś - w miłość…
Warto posłuchać...
„…czy jest jeszcze coś, co mogłoby
dziś...
na czas zawrócić nas
zmienić zdarzeń bieg
gdy rozpędzeni gnamy wbrew przestrogom?...”
na czas zawrócić nas
zmienić zdarzeń bieg
gdy rozpędzeni gnamy wbrew przestrogom?...”
„Nad
przepaścią” Bracia
Lubię czytać takie opowieści...:))
OdpowiedzUsuń:)
OdpowiedzUsuń